top of page

Kobieta - created by God

Zaktualizowano: 3 lip 2020

Krzyczące ze szklanego ekranu feministki mają dość klarowną, choć zupełnie rozmytą, wizję kobiety: mamy być, kim tylko chcemy, ale Broń Boże, nie wybierając życia zgodnego z naszą kobiecą naturą i wiarą. Tymczasem nowy feminizm odważnie podpowiada: stań się tym, kim zostałaś stworzona, Dzielna Niewiasto.




Czym jest kobiecość? Często słyszę to pytanie albo sama je sobie zadaję, a odpowiedź, przychodząca mi wtedy do głowy, zmienia się razem ze mną, z odbiorcą i z kontekstem rozmowy. Kobiecości nie można szczelnie zamknąć w słowach, nie można ograniczyć jej wielowymiarowości, bo łatwo wówczas stracić z oczu jej głębię. Ale w medialnym szumie docierają do mnie też odpowiedzi całkiem niezgodne z tym, co czuję i poznaję, a głosy te uparcie powtarzane, osiadają w wielu kobiecych sercach i sieją niepewność co do tego kim naprawdę jesteśmy.


Jedna propozycja zdefiniowania kobiecości jest na przykład taka: kobieta to biologicznie rodzaj żeński człowieka. Ale kobiecość nie jest tylko kwestią fizyczności, bo człowiek jest jednością – kobiece ciało nie jest oderwane od kobiecego serca. Jesteśmy w całości kobiece, a ciało, wplecione w naszą tożsamość, pozwala nam odkrywać zarówno własne ograniczenia jak i siłę. Nasze ciało jest przeduchowione. Inna z medialnych odpowiedzi brzmi: kobiecość jest wytworem kultury, wzorcem norm narzuconym przez społeczeństwo w postaci ról i wymagań. Ale to nie kultura tworzy kobietę, choć oczywiście ma wpływ na nasz sposób ubioru czy język. Nie stajemy się kobietami w jakimś momencie życia, nie jest to kwestia własnego czy cudzego wyboru, nie rodzimy się jako bezpłciowe czyste białe kartki, które można zapisać dowolnie. A jeśli już miałybyśmy być białymi kartkami, to wszystko, co na nich zostanie zapisane, nie niszczy tej bieli, ani tej faktury. Kobiecość jest niezniszczalna, choć w ciągu całego życia dojrzewa w nas, rozkwita, wypełnia się. Stałyśmy się kobietami w jednym momencie – wtedy, gdy zaistniałyśmy. A że jesteśmy nieśmiertelne, kobiecości nigdy nie stracimy. (Warto więc ją pokochać, naprawdę!)

Tymczasem recepta, jaką próbuje się nam dziś przepisać na dylemat kobiecości, brzmi: rozerwij kajdany, nie pozwól, by ograniczała cię biologia, społeczne role czy mężczyźni, tylko bądź tym, kim chcesz być! We mnie zaś rodzi się pragnienie nie tyle bycia tym, kim chcę, ale tym, kim naprawdę jestem. A o tym, kim jestem, lepiej niż ja sama, wie Ten, Który mnie zapragnął, stworzył i ukochał miłością doskonałą jeszcze zanim pokochali mnie rodzice. Tak, kobiecość jest pomysłem samego Boga i można by dodać: wszelkie prawa zastrzeżone, created by God, made in the Garden of Eden.


Kobieta stworzona przez Boga, przez Niego określona i powołana do pewnych zadań to niemal czerwona płachta na mainstreamowe feministki. My nie chcemy być poddane, nie chcemy rodzić, ani być zamknięte w domu, nie chcemy opresyjnej katolickiej nauki - wprost lub nie wprost słyszymy to przecież nieraz. A tymczasem nauka Kościoła daleka jest od wyznaczenia kobiecie sztywnego gorsetu i wskazywanie jednej, prostej drogi, której powinna się trzymać. Nosimy w sobie całe bogactwo możliwości i darów wpisanych w naszą naturę. Kobieta niejedno ma imię.

W tak przedziwnych czasach nowe spojrzenie na kobietę, uwzględniające jej piękno, godność i pochodzenie, jest niezwykle potrzebne zarówno mężczyznom jak i nam kobietom. W 1995 r. w encyklice Evangelium Vitae Jan Paweł II wezwał do rozpowszechniania „nowego feminizmu”, który rozpoznaje prawdziwy geniusz kobiety i pomaga mu zaistnieć w świecie. Choć, prawdę mówiąc, inicjatorem takiego feminizmu nie jest Papież, ale sam Bóg, szczególnie w osobie Jezusa Chrystusa (odsyłam do Ewangelii, tej Dobrej Nowiny o kobiecie i dla kobiet!). Nowy feminizm podobnie jak każda inna odmiana feminizmu pragnie walczyć o prawdziwą równość płci w społeczeństwie i życiu publicznym. Jednocześnie wzywa do afirmacji kobiecej natury (stworzonej przecież tak cudownie!), nie chcąc w nią ingerować ani jej zmieniać, ale pragnąc pomagać każdej kobiecie w rozpoznaniu jej własnego powołania (po pierwsze do Miłości!) oraz niepowtarzalnej roli, jaką ma do spełnienia w świecie u boku mężczyzny.


Mogę z radością powiedzieć: jestem kobietą, katoliczką i nową feministką. Wiem, skąd pochodzi moja wartość, i wiem, Kogo mogę pytać o to, kim naprawdę jestem i co znaczy moja kobiecość.


Katarzyna Marcinkowska


Tekst ukazał się w czasopiśmie TRYBY (nr marzec 2014)

172 wyświetlenia1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page