top of page

Marnotrawny ojciec

IV Niedziela Wielkiego Postu


Dziś czytamy przypowieść o postawie człowieka żyjącego z Bogiem pod jednym dachem, a jednocześnie zupełnie nieznającego Go.


W osobie ojca – często nazywanego „ojcem miłosiernym” - Kościół od zawsze widzi obraz Boga Ojca. Boga Ojca, który pragnie być blisko człowieka. Nie męczy się przebaczaniem win i zawsze na niego czeka, nawet gdy ten odchodzi, mówiąc: „nic mnie nie obchodzisz”, tak, jak pewnego dnia uczynił młodszy syn, zwany marnotrawnym.


Słowo Boże nie mówi nam wprost o tym, dlaczego tak postąpił. Nie wiemy dlaczego, nie podając przyczyny, zażądał części majątku - co w kulturze żydowskiej było niedopuszczalnym, wręcz aroganckim, karygodnym zachowaniem - i postanowił wyjechać. Wiemy natomiast, że ojciec spełnił prośbę syna. 


Starszy syn na pierwszy rzut oka postępuje zupełnie inaczej. Ale czy aby na pewno? Wiemy, że gorliwie służył – jak sam mówi – swemu ojcu przez wiele lat, nigdy nie przekraczając jego poleceń. Wydaje się być „tym sprawiedliwym”. Jednak w ojcu nie widzi kochającego taty, a pracodawcę, na którego podziw i uznanie trzeba zapracować. W jego mowie wybrzmiewają tłumione przez lata negatywne uczucia. Nagromadzone pretensje, żal, niezrozumienie przejawiają się w wykrzyczanym: „Oto tyle lat ci służę”. Zdaje się, że powrót niegodnego brata marnotrawnego spowodował przelanie „czary goryczy”... Brata marnotrawnego, który według niego „roztrwonił majątek z nierządnicami”, o czym jednak Pismo Święte nie wspomina ani słowem. Nie wiemy, na co młodszy brat wydał cały majątek, ale możemy domniemywać, na co wydałby majątek on - ten sprawiedliwy i praworządny pracownik swego ojca, któremu być może brakowało jedynie odwagi, aby postąpić podobnie do młodszego brata.


Obaj synowie żyli z ojcem przez wiele lat, dorastali przy nim, a jednak zupełnie go nie znali. Nie byli zadowoleni z życia, czuli się obco we własnym domu. A domem nie są tylko ściany, w których mieszkamy, ale jest to również symbol wnętrza człowieka. Obaj źle się czuli w swoim wnętrzu, w „swoim domu”. Młodszy postanowił poszukać zmiany na zewnątrz, postanowił wypełnić pustkę swojego serca nowym, lepszym – według niego – życiem, a skończył „pragnąc napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie”.


Strąki są tu symbolem wszystkiego, czym próbujemy wypełnić nasz „wewnętrzny ból serca”, ale jest to tylko chwilowe pocieszenie i uśmierzenie bólu, bo czy można wypełnić to miejsce bez pomocy Tego, który najlepiej wie, jak to uczynić...


Starszy syn zaś nie pozwalał dojść do głosu swojej wewnętrznej – tłumionej - pustce, ale i u niego bardzo dotkliwie odzywał się brak poczucia własnej wartości i niespełnienie życiowe.


Możemy w tym miejscu zadać pytanie: Jaki obraz swego ojca mieli jego synowie? Przecież czytamy, a nawet wiemy – ale skąd tak naprawdę to wiemy? - że ich ojciec jest wspaniałym ojcem!


Słowo Boże mówi, że gdy młodszy syn był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec, wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go”. A nie przystało przeciętnemu, starszemu Żydowi wybiegać naprzeciw synowi, oj nie przystało.


Nie pozwala synowi skończyć przebłagalnej mowy, tak jakby nie mógł znieść myśli o tym, że jego ukochany syn mówi o sobie, że „już nie jest godzien nazywać się jego synem”. Jak wielkim ciosem jest dla rodzica słyszeć takie słowa padające z ust swojego dziecka... Ale ojciec wiedział też, ile kosztowało tego młodego chłopaka przyznanie się do błędu, wiedział, jak bardzo było to dla niego upokarzające.


Drugi syn również usłyszał pełne czułości i dobroci słowa w odpowiedzi na wystrzelone niczym strzały w kierunku ojca słowa skrywanego przez lata żalu: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy”. Czy tego nie wiedziałeś? Jakże bardzo musiała ta odpowiedź zszokować syna, który przez lata nie doceniał i marnotrawił dobroć ojca.


Jeśli młodszy syn marnotrawny nie wiedział, ile znaczył dla swojego ojca – bez wątpienia wszystko zrozumiał, gdy znalazł się w jego ramionach, z pierścieniem na ręku i sandałami na nogach, które nosi syn, nie sługa czy niewolnik! Poznał prawdę o ojcu – ale i o sobie samym – dopiero będąc w ramionach ojca. Nie wiemy, czy starszy człowiek porwał w ramiona i drugiego syna, ale czy nie zrobiłby tego? W dniu tak wielkiej radości? Przecież odzyskał obu synów! Jakże bardzo ojciec cieszył się z powrotu swego syna, który „był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się”. To zdanie czytamy w przypowieści aż 2 razy. Może nie odnosi się tylko do jednego syna. Może ten miłosierny ojciec doskonale wiedział, że nie tylko młodszy syn „był umarły” i „zaginął”.



Czy ta przypowieść mogłaby nosić tytuł „Ojciec marnotrawny”?

Bo czy nie jest to przypowieść o ojcu, który marnotrawi swoją miłość?


Jest niedoceniony, fałszywie osądzony, a jednak „przyjmuje grzeszników i jada z nimi.” (Łk 15,2), a nawet ucztę dla nich wyprawia.

Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się”, bo - jak czytamy kilka wersetów wyżej w przypowieści o zabłąkanej owcy - „większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7).


Wybaczający, zawsze czekający ojciec błądzących synów jest obrazem Boga Ojca.

I o takim Ojcu mówi nam Jezus Chrystus, na prośbę uczniów: „Panie, pokaż nam Ojca!” (J 14, 9).


Patrycja Jastrząb

1 Comment


Jeśli interesujesz się tenisem, koniecznie sprawdź, co to krecz w tenisie . Artykuł naprawdę otwiera oczy i tłumaczy coś, co często widzimy podczas meczów, ale nie zawsze rozumiemy. Dobrze napisane, konkretne informacje – polecam każdemu fanowi sportu!

Like
  • Instagram
  • Facebook
  • Youtube

© 2025 Fundacja uBOGAcONA

bottom of page