top of page

Marta: zamieniam swoją optykę na optykę Bożą. Świadectwo po programie na żywo „ja w Jego oczach”


Przyglądać się w czyichś oczach… Jak to pięknie brzmi. Od razu stają mi przed oczami ludzie, których kocham, wzruszające chwile, momenty tak osobiste i ważne, że czasem nie do wypowiedzenia…


Przeglądać się w czyichś oczach to zobaczyć siebie w sposób nadzwyczajny, wyróżniający. W inny sposób. Taki, w jaki ja sama na siebie często nie mam odwagi spojrzeć…


Z drugiej zaś strony znam spojrzenia oschłe, ostre, oceniające. Takie, które zraniły, zamykały na innych, zawstydzały…


Gdy więc przeczytałam o rekolekcjach dla kobiet „ja w Jego oczach”, czułam gdzieś głęboko w sercu, że mam w nich uczestniczyć. Że chcę znać prawdę o sobie. O swoim spojrzeniu na Boga, na innych. Wreszcie o spojrzeniu, które patrzy i widzi mnie. Martę. Spojrzeniu, które zna mnie po imieniu…


Gdyby mnie ktoś zapytał...

Gdyby przed wyjazdem ktoś mnie zapytał, czego się spodziewam… Powiedziałabym: czasu dla siebie, modlitwy, ciszy, kobiecych relacji, omówienia tematu. Bo czego można oczekiwać od takiej krótkiej formy, programu od-do, braku wspólnego „pod jednym dachem”?



Gdy teraz ktoś mnie pyta jak było na rekolekcjach trudno odpowiadać mi jednym zdaniem. Jestem pewna, że Bóg posługuje się ludźmi, wybiera miejsce, że jest Panem czasu i żadne znane nam normy nie są Mu potrzebne, by dotrzeć do człowieka. Potrzebuje jedynie odpowiedzi na zaproszenie. Chęci, by dać Mu szansę. By dać Bogu chwilę.


Co Jezus mi pokazał

Moje odkrycie? To nie był czas „przesiedziany”. To była mocna, wewnętrzna praca nad sobą. Pan Jezus zechciał dotknąć mnie prawdą o tym, kim ja jestem w JEGO oczach. Nie kim jestem w swoich oczach, jak na siebie patrzę, jak siebie oceniam. Przyszedł ze swoim uzdrowieniem do kobiety, która w ostatnim roku zgubiła siebie. Dotknął prawdy o mojej wartości. Pokazał mi, z czym mierzy się moje serce i jaki wpływ ma to na codzienność, w której żyję.


W swojej wielkiej miłości nie pozwolił mi „użalać się” nad sobą, ale zmobilizował, może

nawet „złamał”, bym zmierzyła się z bólem, z którym przyjechałam na te rekolekcje.


Przyszedł i kazał nazwać to, co nie pozwala mi być sobą – ze łzami w oczach napisałam w notesie wielkim literami: Odrzucenie. Szczególnie w pracy. Jestem „nie dość” (dobra, wystarczająca, właściwa do tego zadania, tego miejsca).


I w tym momencie, gdy przyznałam się przed sobą, z czym się mierzę, zaczęłam widzieć różnicę w patrzeniu na ostatnie wydarzenia.


Rana

To, co mnie spotkało, nie było moją winą. Gdy usłyszałam pytanie, jaką stągwią jestem, nie pasowałam do żadnej odpowiedzi, nie potrafiłam odnaleźć swojego miejsca. Po siedmiu ciężkich latach pracy, ktoś jedną decyzją zmienił moją historię życia. Historię, która wiązała się ze służbą dla innych. Historię prowadzenia domu, który dla wielu był drugą Betanią.



Miałam w sobie dużo złości, poczucia niższości, skrzywdzenia. Kobiece serce nie zgadzało się na takie traktowanie, przeżywało bunt. Aż podczas rekolekcji zrozumiałam, że zostałam zraniona czyimś spojrzeniem na mnie, na sprawę, na moje kobiece zaangażowanie. Że ta cała sytuacja nie jest prawdą o mnie. Że ktoś przykleił mi metkę i posłużył się nią, by zdobyć to, co chciał, by osiągnąć swoje cele.


Moje dziś przez pryzmat Jego oczu

Dziś widzę, że to wydarzenie nie może mieć wpływu na moje życie. Jestem wartościowa dla Pana Boga. Jestem cenna w Jego oczach… Bo życie człowieka

w oczach Boga jest cenne i święte!


I jeszcze myśl: Jezus chce, bym widziała i poznała prawdę o sobie. W tym krótkim czasie rekolekcji przypomniał i odnowił moją godność – jako człowieka i jako kobiety. Teraz w pełni czuję się „na swoim miejscu” w relacji do Jezusa, który tę sprawę widzi i już w nią wszedł ze swoją sprawiedliwością i miłosierdziem.


A na pytanie o stągwie odpowiadam z radością – jestem tą stągwią, w której po brzegi jest dobrego wina – wnosiłam w dom, w pracę i dalej wnoszę w codzienność swoją i innych taki smak, jakiego do tej pory nie było! :)




I na koniec… Zmiana, jaka we mnie zaszła po spotkaniu z Jezusem na rekolekcjach „ja w Jego oczach” to przede wszystkim pewność, że On wie, co jest dla mnie najlepsze.


Patrzę na siebie i na swoje życie przez pryzmat Bożych Oczu. Staję się „na nowo” przez perspektywę Bożego spojrzenia. Zamieniam swoją optykę na optykę Bożą i w ten sposób odkrywam siebie – codziennie powołanie, talenty, siłę, jaką w sobie noszę, piękno, które mam i radość, którą potrafię się dzielić. Czerpię z Bożego spojrzenia i ciągle uczę się patrzeć na siebie i innych z miłością.


Bo to Bóg jest prawdą o nas!


Bóg ma prawdę – naprawdę! To zdanie usłyszałam na rekolekcjach i towarzyszy mi do dziś – życzę, by tak było i u Ciebie…


A to, co wniosłam z rekolekcji do swojej codzienności, to większe zaangażowanie w

słuchanie Słowa. Bo Słowo cały czas nas stwarza. Jestem więc „fajnie” stworzona! I Ty też!


Marta





226 wyświetleń1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page