Moab. Kraina nieprzyjazna narodowi izraelskiemu. A jednak to tam Elimelek ze swoją żoną i synami szukają chleba. Życia. Bezpieczeństwa. Z dala od swojej ziemi, swojego Boga i narodu. Niestety, takie odejścia zwykle nie kończą się dobrze.
Obfitość jest chwilowa. A to, co po niej nadchodzi, okazuje się bolesnym doświadczeniem. Słodycz imienia Noemi zamienia się w gorycz, rozczarowanie, a w końcu żałobę po mężu i synach. Noemi traci wszystko i taka właśnie - ogołocona z dóbr, bezpieczeństwa i pełna goryczy - chce wrócić do Betlejem.
Chce powrócić sama, by nie być ciężarem dla synowych. Wie, że nie może dać im już nic z siebie. One mogą jeszcze ułożyć sobie życie. One - gdy przeżyją swoją stratę - mogą zacząć na nowo. Mogą żyć nadzieją, której Noemi nie może im dać. A jednak Rut nalega. Nie puszcza jej dłoni i uparcie kroczy obok niej. Nie tyle za nią, ale właśnie obok, podtrzymując starszą od siebie kobietę, która - jak się jej wydaje - wraca do swojego domu i Boga przegrana. Ona wraca po latach, a Rut zostawia w jednej chwili wszystko, co było jej znane.
Nie nalegaj, abym cię opuściła i odeszła od ciebie, gdyż dokądkolwiek pójdziesz, tam i ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam i ja zamieszkam, twój naród stanie się moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę, i tam będę pogrzebana. Niech mnie PAN ciężko ukarze, jeśli nie zostanę z tobą do śmierci. - Rt 1, 16-17
Idą razem nieświadome tego, co je czeka. Ale Bóg wie. Kiedy i jak. On wie. Czuwa nad ich krokami i decyzjami.
One robią swoje.
On robi Swoje.
Rut nie tylko podtrzymuje na duchu teściową. Ona także dba o pożywienie. Muszą przecież coś jeść. Muszą - jako wdowy - same się o siebie zatroszczyć. Rut zbiera kłosy za żniwiarzami i przypadkowo trafia właśnie na pole należące do krewnego jej męża. Tylko czy możemy wierzyć w taki przypadek?
Gdy tylko Booz dowiaduje się, kim ona jest, prosi, by jej nie dokuczano. Nawet więcej, poleca, by okazywano jej szczególne względy. Bierze ją w opiekę, wdzięczny za jej troskę o Noemi. Błogosławi jej i umacnia ją na jej drodze. Pewnie jeszcze nieświadomy tego, czyje skrzydła będą ją chronić.
Obyś otrzymała wielką nagrodę od PANA, Boga Izraela, pod którego skrzydła przyszłaś się schronić... - Rt 2, 12
Ciąg dalszy wydaje się prawie oczywisty - Rut zostaje żoną Booza. Ona - w jego oczach - i w oczach całego miasta - dzielna niewiasta (Rt 3, 11)! I to nie dlatego, że jest prowadzącą dom matką, wspierającą żoną (jest przecież wdową), zamożną, ubraną w purpurę kobietą! (por. Prz 31, 10-31). Ona, która nic nie znaczy w społeczeństwie, ona, która pochodzi z wrogiego ludu - ukazuje swoją dzielność w podejmowanych decyzjach, w postawie wierności, bezinteresowności i miłości. W byciu tym, kim jest - prawdziwą przyjaciółką (jej imię jest najpewniej moabicką modyfikacją hebrajskiego słowa reeiut, oznaczającego „przyjaźń”).
Teraz to dobro wraca do niej. Zostaje umiłowana i obdarzona błogosławieństwem. Radością, którą od razu dzieli się z Noemi. Ona daje jej nie tylko wsparcie serca, pożywienia, ale także przypomina o Bożej opiece.
Ona jest przyjaciółką Noemi.
Bóg jest jej przyjacielem.
Ona, całkiem obca, staje się cała Jego.
Wpisana już na zawsze w historię zbawienia. Rut - matka Obeda, ojca Jessego, ojca Dawida, z którego rodu narodził się Jezus Chrystus. (por. Mt 1,5)
Rut, która - sama cierpiąc - nie opuściłaś w potrzebie swojej teściowej, nie mając żadnej obietnicy lepszego jutra u jej boku, bądź dla nas wzorem przyjaciółki i dzielnej kobiety, która potrafi kochać i oddawać siebie, nie oczekując niczego w zamian!
***
Comments