
Cnoty teologalne, czyli wiara, nadzieja i miłość, to cnoty inne niż wszystkie. Inne, ponieważ są wlane w nasze serca w sakramencie chrztu po to, byśmy nimi mogli poznawać Boga. To one umożliwiają nam kontakt z Nim. Z tych trzech nadzieja jest dla mnie najmniej intuicyjna. Sposób, w jaki używam tego słowa na co dzień odbiega od jego istoty.
Nadzieja kojarzy mi się z czymś krańcowym. Jest na końcu jakiś trudnych doświadczeń. W potocznym rozumieniu nadzieja budzi się jako ostatnia szansa. Mam nadzieję, że to się dobrze skończy; że wyzdrowiejesz; mam nadzieję, że się nie spóźnisz, mam nadzieję na dobry obiad, bo jestem głodna.
Bardzo rzadko myślę o nadziei w pozytywnych sytuacjach. Tak, zdarza się, że słyszę “Zaczynam ten projekt z nadzieją na sukces!”, ale zdecydowanie częściej słyszę “Zaczynam projekt i mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie!”. Znacznie częściej słyszę o nadziei przyklejonej niejako do czegoś negatywnego...
Nadzieja też kojarzy się z naiwnością i niepewnością. Mówimy, że mamy nadzieję na coś, kiedy już nie mamy na daną sytuację wpływu. Nazywana jest przecież matką głupich. I choć mówi się też, że umiera ostatnia - to również zupełnie nie pasuje do jej istoty. Gdyż nadzieja ani nie umiera, ani nie jest ostatnia.
Co o nadziei mówi Katechizm?
Nadzieja jest cnotą teologalną, dzięki której pragniemy, jako naszego szczęścia królestwa niebieskiego i życia wiecznego, pokładając ufność w obietnicach Chrystusa i opierając się nie na naszych siłach, ale na pomocy łaski Ducha Świętego (KKK 1817).
Nadzieja nie jest więc uczuciem, które budzi się w nas jako ostatnie. Ale jest postawą, która powinna towarzyszyć nam stale. Nie dotyczy negatywnych sytuacji, ale obejmuje każde z naszych doświadczeń. W szczęściu odnajduję nadzieję, bo doświadczam lekkości, której Bóg dla mnie pragnie. W trudzie odwołuję się do nadziei, bo mam obietnice Boże i mam w sobie przekonanie (nadzieję), że On nad wszystkim panuje. Nic nie wymknęło się spod Jego kontroli. W bólu - mam nadzieję, bo wiem, że On udzieli mi łaski. W spełnianiu się moich marzeń, w czasie słonecznych dni, w poczuciu ulgi przeżywam nadzieję jako radość bycia z Bogiem w Jego Królestwie, którego pozwala mi doświadczać.
Czytając dzisiejsze pierwsze czytanie, mając w myśli tę definicję, możemy odebrać je zupełnie inaczej.
Szczęśliwy jest ten, kto marzy o Bogu. Szczęśliwy ten, kto Go pragnie i szuka. Pełen życia ten, kto zna Jego obietnice, słowa o miłości i wierności i traktuje je poważnie. Bo one stają się jego radością i pokojem.
Jest jak drzewo zasadzone nad wodą, bo czerpie z pełni życia i prostoty i czystości Boga.
A do kawy dziś myśl św. Teresy Wielkiej:
Bo podobnie jak z czystego źródła, czyste też wypływają strumienie, jak w duszy sprawiedliwej łaska w niej mieszkająca to sprawuje, że uczynki jej tak są przyjemne w oczach Boga i ludzi, gdyż wypływają z tego źródła żywota, w którem zasadzona jest, jak drzewo nad wybrzeżem wód, i nie rodziłaby ni liści, ni owoców, gdyby nie ciągnęła soków żywotnych z tego źródła które samo utrzymuje w niej życie, broni ją od uschnięcia i czyni ją w dobry owoc urodzajną; — tak przeciwnie, gdy dusza odłączy się od tego źródła czystego, a zapuści korzenie w bagnisku wody szpetnie brudnej i cuchnącej, wszystko też, co wyda z siebie, zarażone będzie temże skażeniem i brudem,

Obraz, który przedstawia jest niemal identyczny jak ten, z księgi Jeremiasza.
Pokazuje, że Bóg, Jego Prawo, Jego plan są najczystsze i najpiękniejsze. Rodzące życie. Im bliżej Niego jestem, tym czystsze jest moje spojrzenie na życie, na drugiego człowieka i na wydarzenia. Ale im więcej rzeczy, idoli, zamętu wpuszczę pomiędzy nas, tym bardziej zamulona staje się woda.
Więc nadzieja... Pragnienie Boga i Jego Królestwa jest ratunkiem, bo przekierowuje mnie na Boga. Zwraca mnie ku Niemu. A dzięki temu zwrotowi daję możliwość działać Jemu, by mnie przesadzał coraz bliżej źródła. A święta, która też mocno łączy się z tematem nadziei to św. Bakhita. Możesz poczyatć o niej tu:
Monika

Comments